Lubi się sam. Sam robi, co lubi. Lubi swoje życie. Samolub. Egoista. I jest… szczęśliwy…

Lubi to, co robi. Dba o siebie, bo wie, że tak naprawdę będzie tylko z sobą całe życie. Bo wie, że w kryzysowej sytuacji będzie mógł liczyć tylko na siebie. Bo wie, że życie przeżyje, będąc sobą. Musi być w związku ze sobą, liczyć na siebie w każdej sytuacji. A nie może liczyć przecież na kogoś, kogo by nie lubił. A jeśli lubi siebie, to inni też go będą lubić. Bo przecież nie można nie lubić człowieka, który czuje się dobrze ze sobą. Wtedy dba, żeby inni czuli się z jego najukochańszą personą- sobą…

Związek ze sobą jest związkiem na całe życie. Człowiek, który żyje w takiej stabilnej, szczęśliwej relacji, będzie szczęśliwy do ostatniego dnia egzystowania na planecie Ziemia. Nie będzie się nudził, gdy będzie jedynym swoim odpowiednikiem fizycznym w danym otoczeniu. Wszędzie się odnajdzie- w zasadzie nie będzie musiał, bowiem nigdzie się nie zgubi…

Samolub daje ukochanej osobie wszystko, co najlepsze. Dba o nią, rozpieszcza, pozwala się zrelaksować, opiekuje się jej ciałem i duszą. Chce jej pokazać wszystko, co najpiękniejsze. Nie pozwoli jej oszukać i zranić.

Samolub to trochę egoista. Ale nie do końca- ego jego nie jest nadto nabrzmiałe, jak sutki karmiącej matki. Nie jest też wklęśnięte jak brzuch anorektyczki. Samolub dba o mieszkanko swojej osoby- daje jej zdrowe pożywienie, nie zaśmieca byle czym, kształtuje i kontroluje porządki.

Samolubstwo nie jest złe. Jest wręcz pożądane. Szkoda tylko, że wydźwięk tego wyrazu jak i jego pochodnych jest tak błędnie interpretowane i odbierane przez środowisko. Samolub po prostu siebie kocha- a to podstawowy warunek, żeby inny samolub pokochał jego…