W niebie miło, ale kazali spadać. I spadło się z tego nieba komuś na ziemię. O ile gabaryty filigranowe, o tyle takie w miarę zejście spokojne, dryfujące piórko na wietrze, widoczne z oddali, powoli unoszone nad głową. Przy większej tuszy trzęsienie ziemi, a nawet wzmożony dryf kontynentów, jak grom z jasnego przesklepienia świata…
Spadają gwiazdy. Wprawdzie są to meteoryty, ale gwiazdy brzmią jakoś tak bardziej poetycko. Błysk niczym fleszy, poblask, piękna, ulotna chwila. I nagle jej nie ma. Jej sława się wypaliła.
Upadać można na wiele sposobów. Najniebezpieczniej na głowę. Sytuacja o tyle się pogarsza, gdy leci się z bożonarodzeniowego drzewa iglastego. W głowie mózg, może nim wstrząsnąć, a poukładane starannie klepki rozsypują się po całym centralnym układzie nerwowym. I toczy się taki stresujący kłębuszek, ciężko to złapać i podnieść, bo siła tarcia jakby mniejsza nań oddziaływała. A poza tym ma to takie przyspieszenie, że ciężko nadążyć. Ale w końcu się zatrzymuje. Czasami już urwany kawałek nitki, czasami można podnieść kulisty zbitek mentalnej wełny z siana. Siana w głowie, bo wszystko się tam zdąży ususzyć, niczym ciało anorektyka i kości tylko trzeszczą…
Spadek to taki powolniejszy upadek. Jakieś nachylenie, postępujące rozpędzenie… I jazda w dół. A w tym dole błota po kolana, albo i po szyję, gdy za mocno się weń zaryje. I nie dość, że to bagno wciąga, to jeśli nawet cudem, z wielkim trudem, uda się z niego wyjść, to trzeba poczekać, aż błotko zeschnie, bowiem co się wysuszy, to się wykruszy. A mądrzy ludzie żyją w brudzie– po co ścierać gąbką swój naskórek? Będą bolesne otarcia.
Wbrew wszelkiej logice i do góry spadać można. W stronę koron drzew, a tam liście odpłaszczać. I takie cuda się zdarzają. Siła grawitacji nie pomoże, ani święty Boże, gdy się trafi na taki sam biegun. Odepchnie to z siłą odpowiadającą armatniej kuli. Biedy połowa, gdy się w krzakach schowa- gorzej, gdy zaplącze się o gałęzie. A tam mogą być niespodzianki, tudzież zwłaszcza w rejonach tropikalnych.
Opadają na dno, w oczodoły. Zanurza się w wirówkę świadomości, w podświadomości gości, sen, balsam dla ciała i duszy. I emocje opadają, jak deszcze po upale kojąc. Jak kurz po wielkiej bitwie z piosenki Perfectu. Bo życie to pasmo wzniesień i upadków… Nie ma łatwo, to nie równina…
Ostatnio mam takiego lenia, że nie potrafię zrozumieć już twoich tekstów, nie chce mi się myśleć, przestawiać się na kobiece myślenie. W sumie i tak większość to prawdziwa prawda, więc pewnie i ten też. 😀
nie do końca ono takie kobiece, bo wiesz, większość facetów łapie, o co kaman 😛 to jest myślenie ARTYSTYCZNO- ARCHITEKTONICZNE ;P
To jest myślenie kobiety (emocjonalnej) i dusz artystycznych. 😛
Łapać, to łapie, jak nie czytam na odwal się, żeby przeczytać jak najszybciej.
hm, że kobiety, bo od kobiety wyszło 😛 I to artystki ;P Ale więcej ostatnio wolnych obserwacji, bez jakiejkolwiek oceny i emocji. Emocje mają się pojawić „po” ;P