Czasami ma się ochotę wziąć gumkę do mazania i pocierać nią zapiski w pamięci… Ale to nie jest najrozsądniejsze…

Każde doświadczenie odciska swoje piętno na człowieku. Niewidzialne pióro naciska na kartę pamięci i zapisuje je. Każdy nacisk zmienia fakturę kartki. Owszem, można pewne rzeczy wymazać, ale zostanie coś na wzór alfabetu Brajla- będą takie wypustki, a tekst zejdzie do podświadomości. Pisząc nową historię na tej samej kartce ręka będzie mimowolnie wpadać w drganie przy każdym wyżłobieniu… Dopisywanie didaskaliów to też nie za rozsądny pomysł…

Jasne, że najlepiej byłoby po prostu spalić taką kartkę. Totalna amnezja. Ale… Popiół się nie wydostanie i będzie zalegał gdzieś w nozdrzach i mieszając się z czynnikami zewnętrznymi spowoduje kichanie… Zresztą, ogień to żywioł, a z nim lepiej nie zadzierać. Tak jak lepiej nie zacierać pamięci.

Niech ta kartka sobie będzie. Niech będą na niej notatki. Najlepszym sposobem na pogodzenie się z nimi jest przeczytanie wypocin swojego mózgu. Dokładna analiza, jeśli potrzebna. A potem… Wziąć nową kartkę, zacząć pisać kolejną historię…

Można porwać, można zniszczyć. Ale- PO CO, pytam się? To doświadczenia. Osobiste doświadczenia. Warto je zachować. Można kartkę po prostu schować do odpowiedniej teczki, niech sobie tam leży. To już napisana historia, nie zmieni się tego. Trzeba się z tym pogodzić. I- choć to z pozoru masochistyczne- cieszyć się, że życie dało zasmakować trochę innej potrawy. Bo to zawsze jedno wspomnienie więcej, jakie by nie było. Plus jeden do siły. Nie zabiło. Wzmocniło.

.

A ja biorę nową kartkę. Kto chce zagrać główne role w mojej historii? Zaznaczam, że wszystkie poprzednie kartki posegregowałam i pochowałam, gdzie trzeba. Zapoznałam się z treścią, wyciągnęłam ciekawe wnioski i pogodziłam się z nimi 🙂