Połknęła rybka haczyk, co na nią haka mieli i niczym naczelny zbój polskich legend, Janosikiem nazywany, na haku zawisła.

Grunt, to znaleźć haka. Najlepiej takiego o większych gabarytach, aby to, co na nim wkrótce, częściowo teoretycznie i potencjalnie, zawiśnie, nie zsunęło się i w ogóle wbiło. Hak winien być zagięty, tak aby ofiara była do niego sztywnie przymocowana i się z niego nie ześliznęła. I w kształcie podkowy, bo to szczęście podobno przynosi. Ruszyć z kopyta o końskich gabarytach i tymże hakiem za szyję złapać, toteż łuk o promieniu dostosowanym do średnicy karku powinien skutecznie zaciągnąć rybkę… A hak haczy i zaciąga powodując pewne uszkodzenia, ale i te są do naprawienia.

Hak powinien być nieco zaostrzony. Żeby na ten szpikulec przynętę pełną protein i innych wartości odżywczych nabić. Żeby to się ruszało i nie uciekało po drzewach. Najlepiej jakieś prymitywne stworzenie, bez możliwości większych poczynań intelektualnych. Przynęta- w przeciwieństwie do haka, powinna być tępa. A gdy rybka już zobaczy robaczka z błyskotkami, i nabierze wody w usta, ta przynęta pusta, wędrując po kolejnych narządach układu pokarmowego, wydostanie się w końcu na wpół strawiona (toteż tak istotne są te niskie wartości mentalne), haczyk na niebiańskim podniebieniu pozostanie. I tak rybka zmoczy ogon…

Jak za dużo haków, to poplątać się mogą, tworząc łańcuch, a do niego już tylko kulę i u nogi przymocować.

Różnorodność i ilość występowania osobników różnych gatunków utrudnia wybór tego właściwego. Ciężko jest wyhaczyć coś wartościowego, a zwykły robaczek nie jest już tutaj wystarczający. Trzeba się odpowiednio zahaczyć między te kręgowce i można czujnym okiem szukać archaizmów. Potem tylko odpowiednia przynęta na zachętę… A gatunek na wymarciu byle czego nie konsumuje. Potem hak podwójny, kotwicę zrzucić i… można spokojnie egzystować dalej…

I zadanie odhaczone.

.

.

Pomieszanie z zamieszaniem, poprawię się i ponadrabiam zaległości… 😉