Jeziorko :) Środa, Lip 20 2011 

akryl. płótno 50x60cm

Lanie wody Piątek, Sty 14 2011 

Sody trochę za dużo, zbyt zasadowo się zrobiło, bąbelki uderzyły w punkt najczulszy. Mózg z substancji nieco plazmatycznej przerodził się w związek wodoru i tlenu. I leje nim ten, kto głowy tej właścicielem, na prawo i lewo…

Lanie wody to niebezpieczna czynność. W końcu życiodajny płyn to substancja, która występuje w trzech stanach fizycznym. Mała kałuża szybko wyparuje i pójdzie w eter. W nieco większej można zwyczajnie popłynąć. Albo zmiesza się to z ziemią i jak prosiak w błotku taplać się przyjdzie. Gdy jej za dużo- nie sztuką jest się utopić, zwłaszcza, gdy jej poziom sięgnie jakiegoś wścibskiego nosa. A jak chwyci mróz, to i pośliznąć się można. Owszem, jakiś czas wiruje się taniec towarzyski, czy też indywidualny, jak w łyżwiarstwie figurowym, ale tutaj potrzebna jest kondycja. A lód twardy, przy upadku część z dziurą do wypróżniania organizmu potłuczona. Inne części częściowo, bądź też całościowo także. I stąpanie po takim lodzi to wyczyn dla zawodowców. Wbrew pozorom jest on niezwykle cienki, a jak wody za dużo pod nim, to kąpiel w przeręblu gwarantowana. Dla morsów i innych ssaków morskich- czemu nie. Homo sapiens bynajmniej takowym nie jest.

Czasem leje, jak ciepły letni deszcz. Jak krem nivea łagodzi podrażnienia i wygładza chropowatą rzeczywistość. Piękny, romantyczny, uroczy. Ale o-oł. Awaria. Brak ciepłej wody. Kubeł lodowatego płynu z zanieczyszczeniami prosto na głowę. Niezbyt rozkoszne to doznanie. Ale nie ma to jak zimny prysznic- cóż lepszego na orzeźwienie uśpionej słodkim kłamstwem czujności, jak nie roznegliżowana prawda?

To nie śmigus- dyngus. A ten z kolei prima aprilisem nie jest. Nikt nie leje tutaj poświęconą w Wielkanoc wodą. W wodzie tej bakterie, roztocza , zarazki i cała tablica Mendelejewa. Środki chemiczne mają na celu poprawienie walorów smakowych. Łatwo się tym zachłysnąć i rozkoszować smakiem przez dłuższą chwilę. Ulepszacze działają czasowo. A gdy się płyn ten dawkuje w nadmiarze, a w tym wszystko szkodzi, łatwo się zakrztusić i wypluć z siebie cały ten życiodajny inaczej roztwór. Konserwanty w pewnym momencie wywołują odruch wymiotny i/lub biegunkę. A zatrzymać te reakcje obronne organizmu jakoś by wypadało (z pomocą nadchodzi węgiel, by zamazać prawdę i zatrzymać się jej rozprzestrzenianie).

Łatwo się taką wodą zalać. W nieboszczyka, zombie i inne straszydło. W zasadzie wywołuje reakcje podobne jak alkohol, ma zbliżone działania. Najpierw amok, zamazany światopogląd, potem, w czasie suszy język suchy i boli, bardzo boli… Bo z głowy wypłynął ten mózg w formie płynnej…

.

Ludzie, dawajcie głupsze opisy na gg, dla mnie to inspiracja! 😀

 

Mielizna na płyciźnie Wtorek, Sty 11 2011 

Mielizna na płyciźnie

Po płytkiej wodzie można się przejść, ot taka przeszkoda w drodze, trzeba jakoś na drugi brzeg się dostać. Dno prawie na wierzchu. Krótka przygoda, bowiem inny środek transportu niż własne kończyny w tempie przyspieszonym ugrzęźnie gdzieś na mieliźnie…

Przygoda, ale bez większych wrażeń- w końcu płytka ta woda. Płytka wyobraźnia i wszystko na wierzchu, widoczne. Nawet nie ma jak zanurkować, a tym bardziej szukać jakichkolwiek skarbów czy ciekawych wraków okrętów. Ot, żeby się potaplać, ochłodzić rozpalone zmysły i iść dalej. Pragnienia prawdziwej przygody na pewno nie zaspokoi, ale w pewien sposób ten brak adrenaliny ukoi. Jedyne niebezpieczeństwo stanowią żyjątka, które mogą się przedostać do organizmu, głównie drogą płciową. Ale od czego są zabezpieczenia, mamy XXI wiek, można czuć się względnie bezpiecznie.

Głęboki tlenek wodoru w stanie ciekłym to wyzwanie dla odważnych. I wypadałoby mieć jakąś kondycję, psychiczną przede wszystkim, bo mięśnie jakoś się w trakcie wyrobią. Nurt rwie do przodu, ciężko za nim nadążyć z brzegu. Rozwiązanie? Rzucić się weń. Wiry? Na pewno, gdzieś po drodze. Ale czy to właśnie nie one nadają smaczek egzystencji? Momentami czuć grunt pod stopami, lecz na ogół głębia spojrzenia i nieodkryte tajemnice. Już się zdaje, że się wodę poznało- ale żywioł zawsze pozostanie nieodgadniony do końca… Jakieś skarby na brzegu- już wiadomo, co ukrywa? A może ma w sobie znacznie więcej?

Butla z tlenem, płetwy na stopy i pod wodę. Tam to dopiero jest świat! Wewnętrzny, bogactw i różnorodności co niemiara. Ryzyko jest, ale ten wymiar tak fascynuje, że trudno oprzeć się pokusie. Istnieje ryzyko, iż miejscami jest podwójne dno. Może i jakiś topielec w wodorostach. Pełno statków i okrętów zza zakrętów koryta rzeki. Nigdy się nie dowiesz do końca, co w nich spoczywa, ale rąbka tajemnicy zawsze można uchylić. Rąbka, bowiem całej nigdy się nie rozwija- no, chyba, że bierze się za to specjalista, doktor rybiej głowy.

A to co? Syrena? A ta rzeka taka niepozorna. Oho, rozszerza się, wpada na szersze wody… To dopiero będzie przygoda. I co, warto było zaryzykować?…

Prądem go! Czwartek, Gru 9 2010 

Wiele gatunków ryb płynie w górę rzeki, rezygnując z pożywienia, by tam złożyć tarło i zakończyć życie. Ikra niejednokrotnie staje się przysmakiem wybrednych, a rybie zwłoki odpływają z prądem- ich poświecenie, zdawać by się mogło (albo i nie?), poszło na marne. Misja życiowa, przedłużyć gatunek, zakończona. Wymagała wielu poświęceń (te żarełko…) i nadrybiej wręcz siły. Jak to powiadają- z prądem płyną martwe ryby. No, ale ryby (i dzieci, podobno) głosu przecież nie mają…

Prąd to zawsze prąd, i bohatera tknąć boleśnie może, jak pokazała Seksmisja. Płynięcie pod niego daje satysfakcję- w końcu to wysiłek fizyczny. Nie tylko kształtuje muskulaturę, ale pobudza przysadkę do produkcji endorfin, serotoniny i noradrenaliny. Pomimo zmęczenia, które prędzej czy później nastąpi, zadowolenie jest silniejsze. Nurt, a raczej kierunek doń przeciwny, hartuje, pozwala pokonywać swoje słabości i przeskakiwać swoją szanowną osobowość (albo przenurkować).

Nie ma chowania głowy w piasek jak te wielkie jajorodne. Co najwyżej pod wodę. A to bywa ryzykowne. Zaraz niedotlenienie, wyziębienie, hipertermia… i inne anomalia organizmu. I przejrzystość wszak może wiele do życzenia pozostawiać. Palnie się w jakiś kamień i już prąd uniesie…

Płynięcie pod prąd jest dość ryzykowne. Już sam wysiłek może dać w kość, a co dopiero, jak się przeszkody pojawią. To dopiero jest hardcore! Ominąć, pokonać… Rybka wyczerpana.

Różne są prądy i trendy. Niektóre rybki ślepo podążają, coraz szybciej, coraz intensywniej. I nagle kończy się woda pod płetwami. Oto wodospad! I na powietrze. Jasne, że to niezłe przeżycie, o ile się je przeżyje… Albo do morza… A w morzu fale i kołyszą na prawo i lewo. I łup! Rybka w sieci, będzie ugotowana. Albo usmażona. Tylko doprawić, przyprawić, wypatroszyć.

Ale można też z głową. Rybi móżdżek to nie ptasi… Zresztą, nie ten temat. Spokojna rzeczka, można się rozleniwić, rozkoszować chwilą, oglądać wszystkie wodorosty po drodze. Zachłysnąć się życiem i wszystkimi roztoczami w wodzie, odżywić organizm i cieszyć się, cieszyć!

Ale najlepiej chyba zahartować się, a potem rzucić się w wir życia, niech wyrzuci na spokojne wody. I płynąć, płynąć…

Kiedyś mnie zobaczysz Sobota, List 27 2010 

Kiedyś mnie zobaczysz

Rozpostartą w barwach

Na deszczowym niebie

Tyle co te strugi wody znaczę

Na ulicy zadra

W niej kałuża

Widzę siebie

W tafli z kropel łez wylanych

Obraz się wynurza

.

Kiedyś mnie zobaczysz

Na wiosennym liściu

Dzisiaj nic nie znaczę

Jak i to co ze mną przyszło

.

Kiedyś mnie zobaczysz

W stronę słońca będę szła

Ja wybaczę

Ty wybaczysz

Moja droga już nie ta

 

Na główkę hop! Poniedziałek, Paźdź 25 2010 

Ryzyko: złamany kręgosłup, szerzej pojęte urazy fizyczno- psychiczne. Do zyskania: dzika, nieokrzesana satysfakcja, gratyfikacje wszelkich maści, kultowy performance i aplauz widowni, wszem i wobec poważanie… Lub utonięcie i bycie w poważaniu…

Misja: spektakularny sus do wody. Czas i miejsce skrupulatnie dobrane. Taka jest wersja pierwsza. Wariant drugi: uciekanie przed nie wiadomo czym, bieg, galop! I- ło-oł… Brak gruntu pod nogami. Skończyła się nawierzchnia, skarpa jakaś czy coś, a na dole woda. Ale mus to mus: skaczemy! No, chyba że lepiej postać w miejscu i czekać, aż życie czy inna pochodna egzystencji cholera dopadnie w swoje macki, wymłuci i tak, czy owak wypluje do tej wody…

Najlepiej, jak ta woda głęboka. Tak, żeby dna widać nie było. Bo bez dna to i korzyści zapewne niewymierne. Byleby nie do studni- mały obszar do popisu i pobazgrania, a i wydostać się to sztuka, a część ciała służąca do siedzenia i przyjmowania medykamentów domięśniowo szybko namaka i przemaka.

Wąskie rzeczki, rzeki, cieki i inne płynące swoim nurtem raczej też odpadają. Jeśli nurt nadto silny, zbyt łatwo można popłynąć. A pod prąd wiosłować to tak trochę niezdrowo- łatwo się zmęczyć, zamęczyć, nabawić kontuzji. A jak jeszcze jakieś piranie podskubią i zostawią taki niedojadek grubym rybom na pożarcie, to już całkiem… Później taka połowicznie strawiona padlina na brzeg wyrzucana jest…

Morze w zasadzie też trochę ryzykowne. Perspektywy w każdym bądź razie szerokie. Tylko te fale takie problematyczne. Albo wyniosą na ocean, albo podtopią bądź zatopią. A wypluwać słoną wodę, to dziękuję. Żadna przyjemność. Bardzo istotne są też w tym przypadku warunki atmosferyczne- grunt to wypłynąć i złapać wiatr w żagle. A potem to już tylko dryfować i kołysać się w rytm fal. Do pierwszego sztormu. Ale i to jest okazja- windsurfing to moc wrażeń i ten smaczek tego słodkiego hormonu, jak mu tam… adrenaliny.

Od biedy można jeszcze to sobie wszystko skrupulatnie zaplanować. Ot, wskoczyć sobie do rzeczki, płynąć z nurtem epoki, niech tam sobie wyrzuci do morza, a ten do oceanu… Ale żywiołom ufać nie można… No i w rzece można utknąć na jakiejś mieliźnie czy w innym bagnie…

https://gaga2805.wordpress.com/2010/10/25/plasterek-na-rane/ <!– /* Font Definitions */ @font-face {font-family:”Cambria Math”; panose-1:2 4 5 3 5 4 6 3 2 4; mso-font-charset:1; mso-generic-font-family:roman; mso-font-format:other; mso-font-pitch:variable; mso-font-signature:0 0 0 0 0 0;} @font-face {font-family:Calibri; panose-1:2 15 5 2 2 2 4 3 2 4; mso-font-charset:238; mso-generic-font-family:swiss; mso-font-pitch:variable; mso-font-signature:-520092929 1073786111 9 0 415 0;} /* Style Definitions */ p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal {mso-style-unhide:no; mso-style-qformat:yes; mso-style-parent:””; mso-margin-top-alt:auto; margin-right:0cm; mso-margin-bottom-alt:auto; margin-left:0cm; mso-line-height-alt:0pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:11.0pt; font-family:”Calibri”,”sans-serif”; mso-ascii-font-family:Calibri; mso-ascii-theme-font:minor-latin; mso-fareast-font-family:Calibri; mso-fareast-theme-font:minor-latin; mso-hansi-font-family:Calibri; mso-hansi-theme-font:minor-latin; mso-bidi-font-family:”Times New Roman”; mso-bidi-theme-font:minor-bidi; mso-fareast-language:EN-US;} .MsoChpDefault {mso-style-type:export-only; mso-default-props:yes; mso-ascii-font-family:Calibri; mso-ascii-theme-font:minor-latin; mso-fareast-font-family:Calibri; mso-fareast-theme-font:minor-latin; mso-hansi-font-family:Calibri; mso-hansi-theme-font:minor-latin; mso-bidi-font-family:”Times New Roman”; mso-bidi-theme-font:minor-bidi; mso-fareast-language:EN-US;} .MsoPapDefault {mso-style-type:export-only; mso-margin-top-alt:auto; mso-margin-bottom-alt:auto; mso-line-height-alt:0pt;} @page Section1 {size:595.3pt 841.9pt; margin:70.85pt 70.85pt 70.85pt 70.85pt; mso-header-margin:35.4pt; mso-footer-margin:35.4pt; mso-paper-source:0;} div.Section1 {page:Section1;} –>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:auto;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:auto;
mso-para-margin-left:0cm;
mso-line-height-alt:0pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;} 

Na główkę hop!

Ryzyko: złamany kręgosłup, szerzej pojęte urazy fizyczno- psychiczne. Do zyskania: dzika, nieokrzesana satysfakcja, gratyfikacje wszelkich maści, kultowy performance i aplauz widowni, wszem i wobec poważanie… Lub utonięcie i bycie w poważaniu…

Misja: spektakularny sus do wody. Czas i miejsce skrupulatnie dobrane. Taka jest wersja pierwsza. Wariant drugi: uciekanie przed niewiadomo czym, bieg, galop! I- ło-oł… Brak gruntu pod nogami. Skończyła się nawierzchnia, skarpa jakaś czy coś, a na dole woda. Ale mus to mus: skaczemy! No, chyba że lepiej postać w miejscu i czekać, aż życie czy inna pochodna egzystencji cholera dopadnie w swoje macki, wymłuci i tak, czy owak wypluje do tej wody…

Najlepiej, jak ta woda głęboka. Tak, żeby dna widać nie było. Bo bez dna to i korzyści zapewne niewymierne. Byleby nie do studni- mały obszar do popisu i pobazgrania, a i wydostać się to sztuka, a część ciała służąca do siedzenia i przyjmowania medykamentów domięśniowo szybko namaka i przemaka.

Wąskie rzeczki, rzeki, cieki i inne płynące swoim nurtem raczej też odpadają. Jeśli nurt nadto silny, zbyt łatwo można popłynąć. A pod prąd wiosłować to tak trochę niezdrowo- łatwo się zmęczyć, zamęczyć, nabawić kontuzji. A jak jeszcze jakieś piranie podskubią i zostawią taki niedojadek grubym rybom na pożarcie, to już całkiem… Później taka połowicznie strawiona padlina na brzeg wyrzucana jest…

Morze w zasadzie też trochę ryzykowne. Perspektywy w każdym bądź razie szerokie. Tylko te fale takie problematyczne. Albo wyniosą na ocean, albo podtopią bądź zatopią. A wypluwać słoną wodę, to dziękuję. Żadna przyjemność. Bardzo istotne są też w tym przypadku warunki atmosferyczne- grunt to wypłynąć i złapać wiatr w żagle. A potem to już tylko dryfować i kołysać się w rytm fal. Do pierwszego sztormu. Ale i to jest okazja- windsurfing to moc wrażeń i ten smaczek tego słodkiego hormonu, jak mu tam… adrenaliny.

Od biedy można jeszcze to sobie wszystko skrupulatnie zaplanować. Ot, wskoczyć sobie do rzeczki, płynąć z nurtem epoki, niech tam sobie wyrzuci do morza, a ten do oceanu… Ale żywiołom ufać nie można… No i w rzece można utknąć na jakiejś mieliźnie czy w innym bagnie…