akryl. płótno 50x60cm
Jeziorko :) Środa, Lip 20 2011
Obrazy akryl, jezioro, malowane, natura, obraz, Obrazy, przyroda, płótno, woda 8:27 pm
Lanie wody Piątek, Sty 14 2011
Felietony fałsz, feleiton, Felietony, kłamstow, kłamstwa, mózg, woda 11:20 pm
Sody trochę za dużo, zbyt zasadowo się zrobiło, bąbelki uderzyły w punkt najczulszy. Mózg z substancji nieco plazmatycznej przerodził się w związek wodoru i tlenu. I leje nim ten, kto głowy tej właścicielem, na prawo i lewo…
Lanie wody to niebezpieczna czynność. W końcu życiodajny płyn to substancja, która występuje w trzech stanach fizycznym. Mała kałuża szybko wyparuje i pójdzie w eter. W nieco większej można zwyczajnie popłynąć. Albo zmiesza się to z ziemią i jak prosiak w błotku taplać się przyjdzie. Gdy jej za dużo- nie sztuką jest się utopić, zwłaszcza, gdy jej poziom sięgnie jakiegoś wścibskiego nosa. A jak chwyci mróz, to i pośliznąć się można. Owszem, jakiś czas wiruje się taniec towarzyski, czy też indywidualny, jak w łyżwiarstwie figurowym, ale tutaj potrzebna jest kondycja. A lód twardy, przy upadku część z dziurą do wypróżniania organizmu potłuczona. Inne części częściowo, bądź też całościowo także. I stąpanie po takim lodzi to wyczyn dla zawodowców. Wbrew pozorom jest on niezwykle cienki, a jak wody za dużo pod nim, to kąpiel w przeręblu gwarantowana. Dla morsów i innych ssaków morskich- czemu nie. Homo sapiens bynajmniej takowym nie jest.
Czasem leje, jak ciepły letni deszcz. Jak krem nivea łagodzi podrażnienia i wygładza chropowatą rzeczywistość. Piękny, romantyczny, uroczy. Ale o-oł. Awaria. Brak ciepłej wody. Kubeł lodowatego płynu z zanieczyszczeniami prosto na głowę. Niezbyt rozkoszne to doznanie. Ale nie ma to jak zimny prysznic- cóż lepszego na orzeźwienie uśpionej słodkim kłamstwem czujności, jak nie roznegliżowana prawda?
To nie śmigus- dyngus. A ten z kolei prima aprilisem nie jest. Nikt nie leje tutaj poświęconą w Wielkanoc wodą. W wodzie tej bakterie, roztocza , zarazki i cała tablica Mendelejewa. Środki chemiczne mają na celu poprawienie walorów smakowych. Łatwo się tym zachłysnąć i rozkoszować smakiem przez dłuższą chwilę. Ulepszacze działają czasowo. A gdy się płyn ten dawkuje w nadmiarze, a w tym wszystko szkodzi, łatwo się zakrztusić i wypluć z siebie cały ten życiodajny inaczej roztwór. Konserwanty w pewnym momencie wywołują odruch wymiotny i/lub biegunkę. A zatrzymać te reakcje obronne organizmu jakoś by wypadało (z pomocą nadchodzi węgiel, by zamazać prawdę i zatrzymać się jej rozprzestrzenianie).
Łatwo się taką wodą zalać. W nieboszczyka, zombie i inne straszydło. W zasadzie wywołuje reakcje podobne jak alkohol, ma zbliżone działania. Najpierw amok, zamazany światopogląd, potem, w czasie suszy język suchy i boli, bardzo boli… Bo z głowy wypłynął ten mózg w formie płynnej…
.
Ludzie, dawajcie głupsze opisy na gg, dla mnie to inspiracja! 😀
Prądem go! Czwartek, Gru 9 2010
Felietony felieton, Felietony, prąd, woda, życie 12:13 am
Wiele gatunków ryb płynie w górę rzeki, rezygnując z pożywienia, by tam złożyć tarło i zakończyć życie. Ikra niejednokrotnie staje się przysmakiem wybrednych, a rybie zwłoki odpływają z prądem- ich poświecenie, zdawać by się mogło (albo i nie?), poszło na marne. Misja życiowa, przedłużyć gatunek, zakończona. Wymagała wielu poświęceń (te żarełko…) i nadrybiej wręcz siły. Jak to powiadają- z prądem płyną martwe ryby. No, ale ryby (i dzieci, podobno) głosu przecież nie mają…
Prąd to zawsze prąd, i bohatera tknąć boleśnie może, jak pokazała Seksmisja. Płynięcie pod niego daje satysfakcję- w końcu to wysiłek fizyczny. Nie tylko kształtuje muskulaturę, ale pobudza przysadkę do produkcji endorfin, serotoniny i noradrenaliny. Pomimo zmęczenia, które prędzej czy później nastąpi, zadowolenie jest silniejsze. Nurt, a raczej kierunek doń przeciwny, hartuje, pozwala pokonywać swoje słabości i przeskakiwać swoją szanowną osobowość (albo przenurkować).
Nie ma chowania głowy w piasek jak te wielkie jajorodne. Co najwyżej pod wodę. A to bywa ryzykowne. Zaraz niedotlenienie, wyziębienie, hipertermia… i inne anomalia organizmu. I przejrzystość wszak może wiele do życzenia pozostawiać. Palnie się w jakiś kamień i już prąd uniesie…
Płynięcie pod prąd jest dość ryzykowne. Już sam wysiłek może dać w kość, a co dopiero, jak się przeszkody pojawią. To dopiero jest hardcore! Ominąć, pokonać… Rybka wyczerpana.
Różne są prądy i trendy. Niektóre rybki ślepo podążają, coraz szybciej, coraz intensywniej. I nagle kończy się woda pod płetwami. Oto wodospad! I na powietrze. Jasne, że to niezłe przeżycie, o ile się je przeżyje… Albo do morza… A w morzu fale i kołyszą na prawo i lewo. I łup! Rybka w sieci, będzie ugotowana. Albo usmażona. Tylko doprawić, przyprawić, wypatroszyć.
Ale można też z głową. Rybi móżdżek to nie ptasi… Zresztą, nie ten temat. Spokojna rzeczka, można się rozleniwić, rozkoszować chwilą, oglądać wszystkie wodorosty po drodze. Zachłysnąć się życiem i wszystkimi roztoczami w wodzie, odżywić organizm i cieszyć się, cieszyć!
Ale najlepiej chyba zahartować się, a potem rzucić się w wir życia, niech wyrzuci na spokojne wody. I płynąć, płynąć…
Kiedyś mnie zobaczysz Sobota, List 27 2010
Wiersze deszcz, kałuża, poezja, radość, smutek, szczęście, słońce, tęcza, wiersz, Wiersze, woda, łzy 12:40 am
Kiedyś mnie zobaczysz
Rozpostartą w barwach
Na deszczowym niebie
Tyle co te strugi wody znaczę
Na ulicy zadra
W niej kałuża
Widzę siebie
W tafli z kropel łez wylanych
Obraz się wynurza
.
Kiedyś mnie zobaczysz
Na wiosennym liściu
Dzisiaj nic nie znaczę
Jak i to co ze mną przyszło
.
Kiedyś mnie zobaczysz
W stronę słońca będę szła
Ja wybaczę
Ty wybaczysz
Moja droga już nie ta
Na główkę hop! Poniedziałek, Paźdź 25 2010
Felietony felieton, Felietony, skok, woda, żywioł 9:23 pm
Ryzyko: złamany kręgosłup, szerzej pojęte urazy fizyczno- psychiczne. Do zyskania: dzika, nieokrzesana satysfakcja, gratyfikacje wszelkich maści, kultowy performance i aplauz widowni, wszem i wobec poważanie… Lub utonięcie i bycie w poważaniu…
Misja: spektakularny sus do wody. Czas i miejsce skrupulatnie dobrane. Taka jest wersja pierwsza. Wariant drugi: uciekanie przed nie wiadomo czym, bieg, galop! I- ło-oł… Brak gruntu pod nogami. Skończyła się nawierzchnia, skarpa jakaś czy coś, a na dole woda. Ale mus to mus: skaczemy! No, chyba że lepiej postać w miejscu i czekać, aż życie czy inna pochodna egzystencji cholera dopadnie w swoje macki, wymłuci i tak, czy owak wypluje do tej wody…
Najlepiej, jak ta woda głęboka. Tak, żeby dna widać nie było. Bo bez dna to i korzyści zapewne niewymierne. Byleby nie do studni- mały obszar do popisu i pobazgrania, a i wydostać się to sztuka, a część ciała służąca do siedzenia i przyjmowania medykamentów domięśniowo szybko namaka i przemaka.
Wąskie rzeczki, rzeki, cieki i inne płynące swoim nurtem raczej też odpadają. Jeśli nurt nadto silny, zbyt łatwo można popłynąć. A pod prąd wiosłować to tak trochę niezdrowo- łatwo się zmęczyć, zamęczyć, nabawić kontuzji. A jak jeszcze jakieś piranie podskubią i zostawią taki niedojadek grubym rybom na pożarcie, to już całkiem… Później taka połowicznie strawiona padlina na brzeg wyrzucana jest…
Morze w zasadzie też trochę ryzykowne. Perspektywy w każdym bądź razie szerokie. Tylko te fale takie problematyczne. Albo wyniosą na ocean, albo podtopią bądź zatopią. A wypluwać słoną wodę, to dziękuję. Żadna przyjemność. Bardzo istotne są też w tym przypadku warunki atmosferyczne- grunt to wypłynąć i złapać wiatr w żagle. A potem to już tylko dryfować i kołysać się w rytm fal. Do pierwszego sztormu. Ale i to jest okazja- windsurfing to moc wrażeń i ten smaczek tego słodkiego hormonu, jak mu tam… adrenaliny.
Od biedy można jeszcze to sobie wszystko skrupulatnie zaplanować. Ot, wskoczyć sobie do rzeczki, płynąć z nurtem epoki, niech tam sobie wyrzuci do morza, a ten do oceanu… Ale żywiołom ufać nie można… No i w rzece można utknąć na jakiejś mieliźnie czy w innym bagnie…
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:auto;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:auto;
mso-para-margin-left:0cm;
mso-line-height-alt:0pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
Na główkę hop!
Ryzyko: złamany kręgosłup, szerzej pojęte urazy fizyczno- psychiczne. Do zyskania: dzika, nieokrzesana satysfakcja, gratyfikacje wszelkich maści, kultowy performance i aplauz widowni, wszem i wobec poważanie… Lub utonięcie i bycie w poważaniu…
Misja: spektakularny sus do wody. Czas i miejsce skrupulatnie dobrane. Taka jest wersja pierwsza. Wariant drugi: uciekanie przed niewiadomo czym, bieg, galop! I- ło-oł… Brak gruntu pod nogami. Skończyła się nawierzchnia, skarpa jakaś czy coś, a na dole woda. Ale mus to mus: skaczemy! No, chyba że lepiej postać w miejscu i czekać, aż życie czy inna pochodna egzystencji cholera dopadnie w swoje macki, wymłuci i tak, czy owak wypluje do tej wody…
Najlepiej, jak ta woda głęboka. Tak, żeby dna widać nie było. Bo bez dna to i korzyści zapewne niewymierne. Byleby nie do studni- mały obszar do popisu i pobazgrania, a i wydostać się to sztuka, a część ciała służąca do siedzenia i przyjmowania medykamentów domięśniowo szybko namaka i przemaka.
Wąskie rzeczki, rzeki, cieki i inne płynące swoim nurtem raczej też odpadają. Jeśli nurt nadto silny, zbyt łatwo można popłynąć. A pod prąd wiosłować to tak trochę niezdrowo- łatwo się zmęczyć, zamęczyć, nabawić kontuzji. A jak jeszcze jakieś piranie podskubią i zostawią taki niedojadek grubym rybom na pożarcie, to już całkiem… Później taka połowicznie strawiona padlina na brzeg wyrzucana jest…
Morze w zasadzie też trochę ryzykowne. Perspektywy w każdym bądź razie szerokie. Tylko te fale takie problematyczne. Albo wyniosą na ocean, albo podtopią bądź zatopią. A wypluwać słoną wodę, to dziękuję. Żadna przyjemność. Bardzo istotne są też w tym przypadku warunki atmosferyczne- grunt to wypłynąć i złapać wiatr w żagle. A potem to już tylko dryfować i kołysać się w rytm fal. Do pierwszego sztormu. Ale i to jest okazja- windsurfing to moc wrażeń i ten smaczek tego słodkiego hormonu, jak mu tam… adrenaliny.
Od biedy można jeszcze to sobie wszystko skrupulatnie zaplanować. Ot, wskoczyć sobie do rzeczki, płynąć z nurtem epoki, niech tam sobie wyrzuci do morza, a ten do oceanu… Ale żywiołom ufać nie można… No i w rzece można utknąć na jakiejś mieliźnie czy w innym bagnie…